Człowiek uznany przez sąd winnym śmierci około 400 stu tysięcy Polaków, powinien trafić na stryczek. Erich Koch, niemiecki zbrodniarz wojenny, nazywany mordercą zza biurka, mimo ciążącego na nim wyroku śmierci, zmarł w więzieniu w Barczewie, dożywając sędziwego wieku. Za kratkami spędził 36 lat. Dlaczego w tym czasie nie wykonano egzekucji? Czy chodziło o bursztynową komnatę? Czy były nadprezydent Prus Wschodnich wiedział, gdzie została ukryta i dlatego darowano mu życie? A może Koch współpracował w innej sprawie z komunistycznymi służbami specjalnymi? Tłumaczenie kolejnych odroczeń wykonania wyroku złym stanem zdrowia Ericha Kocha jest mało przekonujące. Wiadomo, że interesowały się nim polskie oraz sowieckie służby specjalne i nie tylko ze względu na poszukiwania bursztynowej komnaty. Bursztynowa komnata mogła być przykrywką dla innych tajnych operacji. Nic nie wskazuje na to, aby Erich Koch ujawnił komuś rzeczywiste miejsce ukrycia Bursztynowej Komnaty. Do końca życia zachowywał się czujnie i bardzo ostrożnie, zdając sobie sprawę, że jest inwigilowany.