W hali przylotów łódzkiego lotniska czeka kobieta. Jej mąż - Andrzej Mielczarek - dzwonił do niej tuż po wylądowaniu samolotu, ale nie wyszedł. Kobieta wszczyna alarm. Mężczyzna zostaje znaleziony martwy w lotniskowej toalecie. Policjanci ustalają, że Mielczarek był w Londynie pośrednikiem "załatwiającym" Polakom dorywcze prace. Rozmawiają z pracownikami lotniska i załogą samolotu. Dowiadują się o incydencie na pokładzie: tuż przed startem do Mielczarka podszedł podpity Janusz Zalewski, wykrzykując, że ten jest mu winien pieniądze. Policjanci odwiedzają Zalewskiego, który jest zaskoczony informacją o śmierci Mielczarka. Podczas przesłuchania tłumaczy, że wyjazd do Anglii był dla niego szansą. Mielczarek załatwiał różne doraźne roboty - na budowach, przy sprzątaniu mieszkań, na "zmywaku". Ale bez skrupułów wykorzystywał ludzi i jako pośrednik brał olbrzymią "działkę" za załatwienie pracy. Wyniki sekcji zwłok wykazują, że w organizmie Mielczarka znaleziono ślady digoxinu - substancji prz